Wizjer kamery tnie przestrzeń, ograniczając pole widzenia krawędzią soczewki.W kadrze mroczna, szara, kamienna płaszczyzna z plamami porostów i zielonego mchu.Inny kontekst ( pod warunkiem utrzymania kadru) mógłby przenieść ten obszar w dżungle Kambodży na przedsionek świątyni pochłanianej przez żarłoczne rośliny.Ale z tyłu głowy, tej z jednym zmrużonym, celującym okiem, jest słowo: „ corrida”, naznaczające trwale przestrzeń myślenia. Jak każde znaczone wobec znaczącego.Silne światło prześwietlające zmrużone oczy może utworzyć powidoki odwracające nie tylko barwy ale i pojęcia. Kamienna płaszczyzna z zielonymi plamami zamieni się w jasnożółtą z czerwonymi przywodzącymi jednoznacznie na myśl krew .Krew i chlorofil to prawie to samo ( nie tylko chemicznie).Ale płaszczyzna z mchem to tylko przystanek na drodze prowadzącej do lasu przegrodzonego wysokim murem.Irracjonalna ściana jak wszystkie jej podobne o takim przeznaczeniu rodzącym agresję i prowadzącym do ekspulsji lub eksterminacji.Wąwóz poprzedzający ścianę przywołuje sceny z dzieciństwa gdzie przywiązany do drzewa w identycznej scenerii, widzi nadlatującą włócznię, której ostry koniec orze policzek a w ustach pojawia się smak krwi.To każe pomyśleć o sile słowa, które reprezentuje ostatnią, na szczęście nie zawsze dla zwierzęcia, walkę.Cienkie zaostrzone banderille przebijają skórę na długo przed ostatecznym, śmiertelnym ciosem w rdzeń.Dziecko przełykające ślinę zmieszaną z krwią wewnątrz ogromnej zielonej kuliZamiast rozognionej słońcem areny – cienisty las,Zamiast chóralnego okrzyku aprobaty dla agonii – szum gałęzi z puchnącymi od słońca zalążkami liści.Chlorofil zamiast krwi.Spacer w dzieciństwo zanurzone w jednym i drugim.